I się udało. Dwa przejazdy na RollerCup. Najpierw 13km na trasie Fitness, a następnie 42km na trasie Maraton. Łącznie 55km mierzonych. Czas maratonu niestety nie powala, bo poniżej 2:07. Miało być poniżej 2:00. I pewnie by było, gdyby nie fakt, że najpierw zrobiłem 15km i nogi już miały prawo się buntować na trasie Maratonu. Zresztą czas poniżej 2:00 (a pewnie byłby to czas niewiele lepszy niż 2:00) dałby tylko kilka miejsc wyżej. A tak jest radość z ukończenia dwóch zawodów jednego dnia. Kolejne w lipcu, a ostatnie we wrześniu!
Nie byłbym sobą, gdyby nie jakieś "ale...". Trasa była fajna, ale...
-asfalt w niektórych miejscach tragiczny. Szczególnie na nawrocie na Placu Trzech Krzyży. Już na 5 z 13 okrążeń moje stopy znacząco to odczuwały. I bolało jak cholera, gdy się przez ten nawrót jechało.
-dosyć wąski nawrót przy Łazienkach Królewskich. Trzeba było hamować, by wejść w zakręt. Bo nie było mozliwości, by wypaść z trasy. Barierki, barierki wszędzie. Wystarczyła zbyt duża prędkość i wyścig zakończony. Na barierce.
-i ten nieszczęsny wiatr na przeciwległej prostej. Dawał się we znaki przez wszystkie (łącznie) 17 okrążeń. I widać to po czasach, że potrafił wstrzymać dobry wynik, na okrążeniu.
Ogólnie jestem zadowolony, opalony! i czekam na kolejne. Stadion znowu otwarty, więc będzie można więcej potrenować. I szykować się na kolejne zawody. Szczególnie na te we wrześniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz